Na początku muszę coś zaznaczyć: Przyjechać do Maroko na wakacje, w odwiedziny to coś zupełnie innego niż mieszkać tu na co dzień. Mieszkając w danym kraju poznajemy jego jasne i ciemne strony, rzeczy dobre i złe. Nie ma miejsc idealnych, istnieją one tylko w naszej wyobraźni 😉
Dlaczego zamieszkaliśmy w Tangier? To był totalny przypadek.. Jeździliśmy palcem po mapie z zamkniętymi oczami i na raz, dwa, trzy otworzyliśmy oczy i oto ukazało się nam miasto o tejże nazwie. Postanowiliśmy się spakować i osiedlić w tym trzy milionowym mieście. A teraz tak na serio..
Tangier leży najbliżej Europy. Do Hiszpanii jest tylko pół godzinki na promie. Dla mnie było to priorytetem. Chciałabym być jak najbliżej „swojego świata” i w razie czego rzucić się wpław przez Cieśninę Giblartarską hehe Wymyśliłam sobie także, że na pewno będzie łatwiej z połączeniami na lotnisku. Życie jednak zweryfikowało to w praktyce.. Okazało się, że z Tangier muszę wziąć trzy samoloty, żeby dostać się do Polski, a nie jak to jest z Marakeszu lub Casablanki – tylko dwa..
Biorąc pod uwagę, że jest to miasto rozwijające się dość dobrze, widać tam również wpływy hiszpańskie. Hiszpanie inwestują tam między innymi w transport, który jest na wysokim poziomie (autobusy odjeżdżają co 10 minut, mają klimatyzację). Co prawda nigdy nie wiadomo, o której i w necie też się tego nie sprawdzi, ale jeżdżą.. W Tangier łatwo jest poruszać się z miejsca na miejsce, w mniejszych miejscowościach jest to utrudnione. Trzeba mieć swój własny środek transportu lub skorzystać z taksówek, które są ogólnie dostępne.
A jak się żyło w samym mieście? Mieszkałam tam dziesięć miesięcy (teraz mieszkam na poudniu kraju). Miasto bardzo duże, rozbudowane, piękne plaże, a także dość bogate życie nocne. Mignęło mi sie kilka klubów przy plaży, dyskoteki, imprezy przy basenach z widokiem na Ocean.. Miasto tętni życiem w dzień i po zmroku. Pamiętam, że wyprowadzając się z Londynu marzył mi sie spokój i cisza. Chciałam uciec od pośpiechu, nieustannych korków, samolotów przelatujących nad głową heheh Marzyło mi się spokojne miejsce, ale nie nudne, gdzie można się zrelaksować, wypocząć, odstresować..
A co się okazało? Tangier, szczególnie w weekendy był zakorkowany, nad głowami przelatywały samoloty, a samo miasto było duże i liczyło kilka milionów ludzi 😉 Tangier nazwane jest miastem wzgórz i rzeczywiście, pięknie to wygląda.. Ma dużo uroku i jest jednym z tak zwanych busy miast.
Jak na mnie reagowali ludzie? Niektórzy patrzyli z zainteresowaniem, kto to tam przyjechał do ich miasta.. Niektórzy oblukiwali.. Było to czasami niewygodne, ale z reguły jak to ja, mam to tam, gdzie słońce nie dociera..;) Dodam tylko, że w stolicy czułam się bardziej swobodnie, najwidoczniej są tam przyzwyczajeni do turystów.
Mieszkanie, dzielnia i sąsiedzi. My wynajmowaliśmy mieszkanie na jednym z popularnych osiedli. Supermarket był jakieś dwadzieścia metrów od domu. Mieliśmy też obok kilka sklepików spożywczych i coś w stylu tysiąc jeden drobiazgów. Sąsiedzi byli w porządku. Do czasu, kiedy wprowadziło się dwóch chłopów (ojciec z synem), którzy lubili nocne wyskoki i eskapady.. I tu muszę dodać dygresję, ponieważ jest kilka spraw typowych dla Maroko: nie można wynająć pokoju lub zamieszkać z osobą, jeśli nie macie zawartego związku małżeńskiego. Chyba, że w niektórych hotelach, ale tych droższych, które nastawione są na zysk i na turystów. No nie muszę chyba wspominać, iż jeździłam do Maroko ładnych pare lat (chyba 5 czy 6) i są sposoby, żeby to obejść.. Ale ciszka, jestem na cenzurowanym (odpowiadam na pytania na privie hehe). Po więcej szczegółów, zapraszam do książki, która powstanie za jakiś czas 😉
Inną sprawą jest alkohol. Jako takiego zakazu nie ma, ponieważ można go kupić w niektórych supermarketach, czy barach hotelowych. Są też bary, ale wolelibyście ich nigdy nie zobaczyć. Ja tylko widziałam z zewnątrz. Bary są zazwyczaj tylko dla facetów. Napoje wysokoprocentowe (lub nisko) sprzedawane są w dyskotekach i klubach nocnych, głównie z myślą o turystach. Zgodnie z wyznawaną religią, alkohol w Maroko jest zakazany i w ogóle nie powinien być spożywany. Jest to niesamowitym wstydem, gdy widzi się kogoś pijanego na ulicy (bo nidgy nie widziałam pijącego). Aha, tak mi się przypomniało hehe Marokańczycy upijają sie inaczej niż Polacy. My tropimy węża, a oni chodzą jak zombi 😉 Plecy wygięte w tył, ręce do przodu i wyprostowane 😉 To chyba patent, żeby złapać równowagę.. Kiedyś widziałam takiego jednego jopka, checnie to wyglądało. Szedł tak zataczajac sie z zamkniętymi oczami i krzyczał w niebogłosy: -Jestem kowbojem. Gdzie moje śniadanie? No, ale nie bedę się za bardzo o tym rozwodzić, bo jeszcze ktoś przeczyta i będę miała do słuchania hehe Podsumowując: mało jest imprez zakrapianych, choć zdarzają się w domowych zaciszach. Z tym, że tu to temat tabu.
No i właśnie, powracając do tych dwóch sąsiadów, którzy zamieszkali w naszej klatce schodowej.. Przysporzyli nam oni nie lada atrakcji.. Najlepsze było jak zostawiali drzwi od klatki otwarte około 3 rano, żeby laski z zewnątrz weszły. I tak noc w noc. Potem, po libacji, na palcach schodzili na dół i ok. 5-6 rano towarzystwo się rozchodziło. Nie, żebym podsłuchiwała hehe Po prostu mieliśmy mieszkanie na parterze, a pijanemu sie zawsze wydaje, że nie słychać 😉 Kiedyś tych dwóch facetów odwinęło sasiadom niezły numer.. W Nowym Roku byłam ciekawa, czy będą jakieś fajerwerki itp., aczkolwiek w naszym sąsiedztwie była ciszka i spokój. Po godzinie może 2 w nocy u naszych ulubieńców zaczęła sie impreza, która skończyła się przyjazdem Policji, straży Pożarnej i Karetki Pogotowia Ratunkowego. Okazało się, że syn chciał pobić ojca i wysadzić mieszkanie w powietrze (butlą z gazem, nie ładunkami ;)).. No tak, to bym miała swoje fajerwerki 😉 Wszystkich z balangi zwinęli do samochodu policyjnego, a gościu, który wszczął tą awanturę miał dostać dziesięć lat..
Inni sąsiedzi byli bardziej wporzo 😉 Mieliśmy nawet naszego blokowego Gospodarza Domu 😉 Od razu przypomniał mi się serial „Alternatywy 4” hehe No i było to właśnie coś na taki kształt. Gospodarzem mianował się sam, pisał kartki z instrukcjami dla mieszkańców, które umieszczał na tablicy, kontrolował co się dzieje i czy wszystkim żyje się ok, organizował imprezy blokowe, zbierał pieniądze na sprzątanie klatki itp.. Był to miły człowiek i zawsze jak chcieliśmy się dowiedzieć najnowszych informacji na dzielni, szliśmy kupić coś w jego sklepiku, przy którym tematy sypały się jak z rękawa 😉
Kiedyś chcieliśmy naprawić, zainstalować grzejnik do wody i umówiliśmy sie z majstrem na dziewiętnasta. Przyszedł o północy, a zapytany dlaczego takie wielkie opóźnienie, stwierdził, że przecież jest lato i są wakacje 😉 To ponoć w Tangier normalne. Co kraj to obyczaj..
W Tangier życie było fajne, bezstresowe. Całkowicie nowe doświadczenia życiowe 😉 Do tego miasto zdecydowanie miało swój urok. Jeszcze raz podkreślę, przepiękne widoki i pyszne żarcie. Kiedy żyjemy w obcym kraju, opuszczamy naszą strefę bezpieczeństwa, to zdecydowanie musimy być przygotowani na szok (nie tylko kulturowy). Obok rzeczy fajnych, są te mniej ciekawe. Chyba jest tak w każdym miejscu na Ziemi. Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma 😉 Gdziekolwiek nie jesteśmy, są plusy i minusy. Są dobre i złe strony. Nasz świat nie jest idealny. Jednakże jak będziemy egzystować, jak sie przystosujemy, jakie wybory podejmiemy, zależy od nas samych. Iskierka wiary w Boga jest dla mnie także niezbędna. Zawsze myślmy pozytywnie. Zdystansujmy się. Patrzmy na świat w kolorowych barwach, doceńmy to co mamy. Tego Wam wszystkim życzę 😉 Do następnego i jak mawiał mój dziadek: oby nam się 😉
No Comments